Martwe kierunki studiów (Fot.freedigitalphotos.net)

Martwe kierunki studiów

Wybór studiów może owocować sukcesem zawodowym. Warto wybrać kierunek, który będzie rentowny w przyszłości. Niektóre z nich są tak popularne, że na jedno miejsce startuje kilkadziesiąt osób. Są jednak i takie, gdzie miejsc jest więcej niż chętnych. Czy rzeczywiście nie warto studiować na tych kierunkach?

 

Martwe kierunki

Wolne miejsca są nie tylko na kierunkach humanistycznych. Mniej chętnych jest także na kierunkach ścisłych i przyrodniczych, takich jak matematyka, fizyka czy ochrona środowiska.

Najwięcej wolnych miejsc jest na uniwersytetach. Nawet prestiżowy Uniwersytet Warszawski uruchomił drugą turę rekrutacyjną – na filologię klasyczną, studia śródziemnomorskie, filologię nowogrecką, nauczanie języka francuskiego i niemieckiego oraz ochronę środowiska.

Warto także dodać, że na pedagogicznych dziennych studiach pozostały setki wolnych miejsc. Efektem może być zaniżony poziom kształcenia, ponieważ w tym wypadku na studia dostają się osoby, które ledwo zdały maturę.

 

Ochrona środowiska – z raportu podsumowującego program kierunków zamawianych wynika, że absolwenci ochrony środowiska najrzadziej znajdują pracę związaną z kierunkiem swoich studiów. Rynek pracy jest już nasycony.

Fizyka ? pracę można znaleźć w placówkach naukowych, badawczych i oświatowych, jak również w firmach komputerowych i telekomunikacyjnych. Absolwentów tego kierunku potrzebują także w bankach, ośrodkach medycznych i przemyśle. Nie da się jednak ukryć, że jest to bardzo trudny kierunek, więc i chętnych nie ma wielu.

Filozofia ? wypada najgorzej wśród kierunków humanistycznych. Wciąż są wolne miejsca na Uniwersytecie Wrocławskim, Uniwersytecie Łódzkim i Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

Coraz gorzej ma się także politologia, niemcoznawstwo, slawistyka, filologia ukraińska oraz geoanalityka.

Problemu z naborem od lat nie ma na uczelniach medycznych. O byt nie martwią się też politechniki.

 

Dlaczego tak się dzieje?

Wszystko przez niż demograficzny. W 2020 roku może być nawet 800 tys. mniej studentów, dlatego też upadnie nawet 250 z ponad 300 płatnych uczelni. Już cierpią uczelnie publiczne. Te jednak nie chcą zamykać miejsc, ponieważ wiązałoby się to ze zwolnieniem kadry dydaktycznej.

 

J. Jankowska

 

Komentarze:

Dodaj komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

facebook