Politechnika Lubelska zaopatrzyła się w przenośny defibrylator. Kolejny zostanie kupiony w najbliższych miesiącach. Projekt spodobał się także Uniwersytetowi Przyrodniczemu i Uniwersytetowi Medycznemu, które planują iść w ślady UŚ.
Defibratory zostaną umieszczone w powszechnie dostępnych miejscach, a dokładniej na wydziale elektrotechniki i informatyki oraz na wydziale mechanicznym. Na ten drugi trzeba jeszcze poczekać.
– Wybór jest nieprzypadkowy – mówi Iwona Czajkowska-Deneka, rzeczniczka uczelni. – Ze względu na specyfikę zajęć na tym wydziale teoretycznie istnieje największe ryzyko porażenia prądem.
Grupa pracowników uczelni ma zostać przeszkolona do obsługi urządzenia, które stosowane jest podczas reanimacji.
Koszt jednego urządzenia to ok. 10 tys. zł. Takie urządzenia coraz częściej można znaleźć w instytucjach publicznych. W grudniu, aż 10 takich defibratorów kupił Uniwersytet Śląski, zaś w 2013 roku planuje zakup kolejnych.
O tym jak bardzo potrzebne jest takie urządzenie może świadczyć zdarzenie w sierpniu na Lotnisku Chopina. Przy pomocy defibratora uratowano życie jednemu z pasażerów. Nota bene, było to piąte użycie tego urządzenia w okresie 4 lat.
Zakupy planuje także Uniwersytet Przyrodniczy oraz Uniwersytet Medyczny w Lublinie.
– Docelowo zamierzamy wyposażyć wszystkie nasze budynki dydaktyczno-naukowe w zestawy do ratowania życia, w tym defibrylatory. Zostaną umieszczone np. w holu czy klatce schodowej – mówi Włodzimierz Matysiak, rzecznik UM. – Problem nie istnieje w szpitalach klinicznych, gdzie odbywa się większość zajęć dydaktycznych ze studentami i pacjentami. Tam aparatura tego typu stanowi obligatoryjne wyposażenie szpitalnego oddziału ratunkowego czy izby przyjęć.
Co ciekawe, od kilku lat po jednym defibrylatorze mają biblioteki uniwersyteckie KUL i UMCS. Sprzęt przekazała im w 2005 r. Fundacja Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. W przypadku UMCS defibrylator został raz użyty do ratowania życia.
Źródło: gazeta.pl
J .Jankowska
Komentarze: